Przejdź do głównej zawartości

Lakiery Miracle Gel Sally Hansen

Jakiś czas temu miałam okazję wziąć udział w testowaniu, jakie przeprowadził portal Wizaz.pl z lakierami marki Sally Hansen, z serii Miracle Gel. Co ciekawe, te żelowe lakiery nie potrzebują żadnej lampy do utrwalenia, wystarczy światło słoneczne. Do sprawdzenia otrzymałam paczkę składającą się z:

lakieru do paznokci Miracle Gel w kolorze 246 In The Sheer

  top coatu Miracle Gel Shiny

  top coatu Miracle Gel Matte

 

Lakiery te towarzyszyły mi przez ostatnie dwa tygodnie a moje zdanie o nich zmieniało się w trakcie użytkowania i kolejnego malowania.

Ale po kolei.

Zarówno lakier jaki i topy znajdują się w buteleczkach o pojemności 14,7 ml, a więc są całkiem spore. Butelka lakieru nawierzchniowego Shiny ma błyszczące wykończenie, a Matte odpowiednio matowe. 

 



Każdy z tych kosmetyków ma dość szeroki, spłaszczony pędzelek, co znacznie ułatwia nakładanie produktu. Dodatkowo lakier Matte ma lekko „mętne” zabarwienie, nie jest klarowny tak jak top Shiny.

Test rozpoczęłam 27 lutego. Producent zaleca stosowanie dwóch warstw. Tak prezentują się paznokcie pomalowane tylko jedną warstwą lakieru 246 In The Sheer.

 

Kolor jest bardzo delikatny, prześwituje i powiem szczerze, że sprawiał mi trudności w równomiernym nałożeniu, aby nie pozostały smugi na paznokciach. Jeśli chodzi o wysychanie to jest ekspresowe, za co daję duży plus. Po chwili nałożyłam drugą warstwę. I tu również nie udało mi się wyrównać koloru, ale to pewnie też przez moje marne umiejętności w tym zakresie. Druga warstwa również bardzo szybko wysychała.

Kolor oczywiście był już bardziej widoczny, ale wciąż delikatny. Dla mnie idealny, lekki i wiosenny.

A tak prezentują się 2 warstwy lakieru w świetle dziennym

Ponieważ zbliżał się wieczór i obowiązki związane z dzieckiem, z warstwami top coatu wstrzymałam się do kolejnego dnia.

W niedzielę nałożyłam top coat Shiny na 2 paznokcie, top coat Matte również na 2, a najmniejszy pozostawiłam bez pokrycia. Pierwsze wrażenia po tym malowaniu były mieszane – efekt matowy podobał mi się bardzo i mnie zachwycił, natmiast miałam wrażenie, że top coat Shiny „ściąga” lakier, mimo tego, że był on suchy. Na paznokciu pozostały delikatne „pociągnięcia” jakby od pędzla. Każdego z tych topów użyłam tylko raz.


Poniżej przedstawiam Wam efekty w kolejnych dniach.


Jak widać, już w trzecim dniu pojawiły się pierwsze minimalne pęknięcia lakieru z warstwą matową. Nie zdziwiło mnie to, ponieważ bardzo często działo się tak również, gdy malowałam paznokcie lakierami innych firm. Natomiast warstwa z błyszczącym topem i sam lakier trzymały się świetnie.



 

Po tygodniu zmyłam lakier. Oprócz tych pęknięć nie było jakiś znaczących ubytków czy odprysków. Lakier trzymał się bardzo dobrze. Jeśli chodzi o zmywanie to jedyną trudność miałam przy warstwie z top coatem. Trzeba było chwilę dłużej przytrzymać namoczony zmywaczem wacik lub mocniej pocierać. Ale wszystko zeszło bez zbędnych dodatkowych zabiegów.

Od razu podjęłam kolejną próbę malowania i ta wypadła znacznie lepiej. Smugi również pozostały ale już nie aż takie mocne. Tym razem postawiłam tylko na Shiny top i nałożyłam dwie warstwy.

Efekt? Piękne, błyszczące paznokcie. Byłam bardzo ciekawa, czy pęknięcia na paznokciach powstaną ponownie.

 A tak paznokcie wyglądały po 6 dniach.

 


Jak widać nie zabezpieczyłam dokładnie brzegów paznokcia, przez to końcówki zaczęły się ścierać. Powoli też warstwy zaczęły same odchodzić u nasady.


Podsumowując te dwutygodniowe testy muszę przyznać, że z lakierów jestem bardzo zadowolona. Nie spodziewałam się tak trwałego efektu bez użycia lampy. Kolor jaki wybrałam zdecydowanie przypadł mi do gustu i na pewno jeszcze ze mną zostanie przez kolejne tygodnie. Co do topów to jak sami widzieliście zmieniłam o nich zdanie w trakcie używania. Błyszczący zyskał przy bliższym poznaniu i skradł moje serce, za to matowy na pewno jeszcze sprawdzę na innych kolorach i z pewnością również wykorzystam do końca.

Uważam, że te lakiery to bardzo dobre rozwiązanie dla osób, które szybko się nudzą i nie chcą mieć przez długi czas jednego koloru na  paznokciach ale jednocześnie cenią sobie trwałość i nie mają czasu na codzienne poprawianie manicure.

Testowane produkty można znaleźć w drogeriach internetowych w cenach 10-20 zł.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

BĘDĘ MAMĄ - Torba do szpitala - czyli zmora przyszłej matki. Cz. 2 Po porodzie

Dziś, tak jak obiecałam, druga część dotycząca tematu pakowania torby do szpitala. Tym razem skupię się na rzeczach wymaganych już po porodzie, na oddział. A do pierwszej części odsyłam Was tutaj. Przejdźmy od razu do konkretów. Zgodnie z listą otrzymaną z wybranego szpitala, dla siebie na oddział potrzebuję: - podkłady na łóżko i podpaski poporodowe - czyli to, co potrzebne również do samego porodu, opisałam w poprzednim wpisie - majtki jednorazowe siateczkowe - tak jak wspomniałam w poprzednim wpisie, ja wybrałam wielorazowe - ręcznik do kąpieli - klapki pod prysznic - piżama na oddział - przybory toaletowe - szlafrok i papcie - bielizna (majtki, biustonosz nieuciskowy) - wkładki laktacyjne/ewentualnie laktator Tutaj pokusiłam się o kilka drobnych modyfikacji. Ręcznik do kąpieli, tak jak już pisałam wcześniej, kupiłam w TXM za 12,99 zł, w ilości 2 sztuk, z czego jeden zapakowałam do torby porodowej a drugi właśnie na oddział. Klapki pod pryszn

BĘDĘ MAMĄ - Torba do szpitala - czyli zmora przyszłej matki. Cz. 1 Poród

Pakowanie torby do szpitala męczyło mnie przez dobrych kilka tygodni. Zupełnie nie wiedziałam jak się za to zabrać, co spakować i jak poukładać. A przecież najpierw trzeba było jeszcze wszystko kupić. Tu również masa pytań: co, jakiej firmy i gdzie? Po spędzeniu jednego dnia na mieście, bieganiu po kilku drogeriach, sklepach z koszulami nocnymi i aptekach miałam dość. Nie znalazłam wszystkiego, a ostatecznie zapomniałam wstąpić do jeszcze jednego sklepu i kilka artykułów i tak zamówiłam przez internet. Może jesteście właśnie na tym etapie? Może też dzień w dzień myślicie o konieczności spakowania już tej nieszczęsnej torby ale wciąż ciężko Wam się za to zabrać? Jeśli tak, to zachęcam do dalszej części wpisu. Postaram się dokładnie opisać co, gdzie i za ile kupiłam, bo przecież aspekt księgowy musi być. :) W pierwszej kolejności warto wybrać się do szpitala, w którym zamierzacie rodzić i zapytać co trzeba mieć ze sobą do porodu. Ja planuję rodzić w szpitalu gdzie jednak większo

Śląskie z dzieckiem - Dinoworld Gliwice

Dziś zabieram Was na wycieczkę do świata prehistorycznych dinozaurów. Do miejsca, które zachwyci ich fanów, zwłaszcza tych najmniejszych. Mowa tutaj o wystawie Dinoworld, znajdującej się w centrum handlowym Europa Centralna w Gliwicach. Tutaj cofniecie się w czasie i poczujecie się jak wśród prawdziwych dinozaurów. A to dlatego, że znajdujące się tam okazy są ruchome i wydają dźwięki. W dodatku mają rzeczywiste rozmiary i jak najbardziej odzwierciedlają żyjące kiedyś dinozaury. Zobaczyć tu można między innymi najpopularniejszego T.Rexa. Jest też nanotyran, kentrozaur, pter ozaur, parazaurolof i kilka innych dinozaurów.  Przy dinozaurach znajdują się tabliczki z najważniejszymi informacjami o tych stworzeniach. Oprócz samych ruchomych figur, znajdziemy tu jeszcze szkielety stegozaura i triceratopsa, czaszki tyranozaura i styrakozaura, kości, a także wystawę skamieniałych szczątków dinozaurów.  Jest też farma dinozaurów, na której zobaczymy małe dinusie. Z dodatkowych atrakcji czekają na