Naszym pierwszym punktem postojowym był zamek w Rabsztynie.
Właściwie ruiny zamku, które już od 1990r. są stopniowo odtwarzane. Muszę przyznać, że ogrom prac, jakie włożono jest widoczny gołym okiem i z pewnością jest to atrakcja turystyczna warta wpisania na swoją listę, jeśli planujecie pobyt w pobliżu.
W okresie wzmożonego ruchu weekendowego można bezpłatnie skorzystać z usługi przewodnika, który zbiera grupy o godzinach 11:00, 13:00, 15:00 i 17:00. My nie skorzystaliśmy bo wiadomo jak to jest przy dzieciach, a właściwie energicznym dwulatku. Przeszliśmy się po zamku, weszliśmy na najwyższe punkty widokowe i wróciliśmy do samochodu.
Ponieważ parkowaliśmy od strony nieoficjalnego parkingu, wchodziliśmy bocznym, dość stromym wejściem. Bardzo przydatna była nam tu chusta dla niemowlaka. Wózkiem nie dalibyśmy rady wjechać, choć jest to możliwe od drugiej strony, prowadzącej pod samą okazałą bramę zamku. Niestety jednak dalej wózka nie zabierzemy, gdyż do pokonania czekają na nas schody. Warto mieć to na uwadze wybierając się z maluszkiem.
Cena jaką płaciliśmy za bilety to 15 zł za osobę dorosłą, dzieci wchodziły za darmo. Każdy z synów ma jednak swój darmowy bilet, który wylądował już w pudełku z pamiątkami.
Na terenie zamku działa kawiarnia, z której można skorzystać bez konieczności kupowania biletu. Są także toalety.
Kolejny przystanek mieliśmy przy cmentarzu w Cudzynowicach a stamtąd udaliśmy się do Buska-Zdroju aby pospacerować w parku przy tężni solankowej.
Zaciekawiła nas bardzo, jednak ostatecznie zrezygnowaliśmy z wejścia, gdyż bilet do tężni i na taras widokowy kosztował 10 zł za osobę dorosłą a syn był już trochę marudny. Pospacerowaliśmy wokół niej i cóż...trzeba było przekupić syna frytkami. Poszliśmy dalej, w kierunku parku zdrojowego, gdzie znajduje się muszla koncertowa i piękny budynek, który jak się okazuje jest sanatorium Marconi.
Aleje parku wysadzane są kasztanowcami, więc oczekiwanie na obiecane frytki umilało nam zbieranie darów natury. Przywieźliśmy ze sobą pełną siatkę kasztanów i zabawa nimi trwa już kilka dni.
Jak widać nasza wycieczka nie miała wielu punktów, jednak mimo to przyjechaliśmy bardzo zmęczeni. Choć również pozytywnie zaskoczeni - dzieciaki zniosły to lepiej niż myśleliśmy a starszy syn nawet był mniej marudny niż zazwyczaj ;) Jesteśmy więc pozytywnie nastawieni na kolejne wycieczki. Ja tylko muszę pamiętać aby robić więcej zdjęć! :)
Komentarze
Prześlij komentarz